Kandydat na Kierowcę

Prawo jazdy: Szkoły nauki jazdy padają jak muchy. Wszystko przez nowe egzaminy?

Mordercze przepisy

– W moim ośrodku współpracowałem z 6 instruktorami, do tego dwie osoby były zatrudnione na umowę o pracę. Teraz praktycznie zostałem sam. Ruch spadł o 80–90 proc. Po zimie będzie dużo więcej upadków, bo właściciele sami jeżdżą z kursantami i nie stać ich na dalsze utrzymywanie firmy – mówi DGP Janusz Chmielowiec, prezes gdańskiego oddziału Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców.

Przedstawiciele branży OSK jako na głównego sprawcę ich kłopotów wskazują na nowe procedury w ubieganiu się o prawo jazdy, które obowiązują od 19 stycznia tego roku. – Profil kandydata na kierowcę wydawany jest tylko w starostwie zameldowania. Kursant ostatnio chciał wyrobić PKK, ale urząd odesłał go z kwitkiem. W efekcie nie mógł zgłosić się na kurs szkoleniowy. Wcześniej wystarczyło zgłosić się prosto do szkoły jazdy. Współpracowaliśmy z lekarzami, całą sprawę można było załatwić w kilka tygodni – mówi Janusz Chmielowiec.

Właściciele OSK wskazują też na trudne do zdania egzaminy, które odstraszają ludzi. Do dziś w wielu wojewódzkich ośrodkach ruchu drogowego, gdzie kandydaci zdają egzaminy państwowe na prawo jazdy, ruch jest wyraźnie niższy. W WORD w Białej Podlaskiej usłyszeliśmy, że w porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat ruch zmalał o 40 proc. Frekwencję na egzaminach zwiększyć może upublicznienie w przyszłym roku bazy pytań, co w rozmowie z nami zapowiedzieli przedstawiciele Ministerstwa Transportu.

Nie wszyscy przedstawiciele szkół jazdy widzą problem w decyzjach rządu. – W ciągu ostatnich lat ośrodków szkoleniowych zrobiło się na pęczki, nawet po kilkadziesiąt na powiat. Często są to małe, rodzinne firemki oferujące usługi różnej jakości. Teraz rynek brutalnie to weryfikuje – uważa właściciel szkoły jazdy z woj. mazowieckiego.

Zdali z wyprzedzeniem

Z kolei Ministerstwo Transportu upatruje przyczyn w demografii. – Taka tendencja może wskazywać na problem niżu demograficznego – mówi Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu. Dodaje, że to także efekt tego, co działo się przed 19 stycznia tego roku. – Liczba osób wyszkolonych i przeegzaminowanych w miesiącach poprzedzających wejście w życie nowych zasad egzaminowania była zdecydowanie większa niż zwykle. W wielu przypadkach kandydaci przyspieszyli swoje decyzje o szkoleniu i egzaminie na prawo jazdy – wyjaśnia.

Efekt niżu demograficznego i tzw. górki sprzed 19 stycznia za jakiś czas dodatkowo wzmocni zjawisko, które już jest dostrzegane na Zachodzie. Chodzi o zmianę przyzwyczajeń i priorytetów, szczególnie młodych ludzi. Przykładowo w Wielkiej Brytanii w 2008 r. prawo jazdy robiło 36 proc. osób w wieku 17–20 lat, podczas gdy w 1996 r. – 43 proc. Również samochód przestał być jednym z priorytetów konsumpcyjnych wielu młodych ludzi, którym do codziennych dojazdów wystarczy komunikacja miejska.