Przepisy

Prawo wrogie kierowcom

Anna B., mieszkanka Wieliczki, dostała od straży miejskiej informację, że jej samochód został przyłapany przez fotoradar na przekroczeniu prędkości. Przyznała się do winy i zgodziła na zaproponowany mandat (200 zł) 
i 6 punktów karnych. Ale na tym nie koniec. Od straży dostała kolejne pismo z wezwaniem i zdjęciem, na którym wyraźnie widać, że za kierownicą siedzi mężczyzna (jej mąż, który zmieniał ją 
w prowadzeniu auta). Teraz kobieta jest podejrzana o składanie fałszywych zeznań i wprowadzenie w błąd organu uprawnionego do kontroli prędkości. A za to grozi już kara do trzech lat więzienia i grzywna.

Około 10 mln Polaków ma prawo jazdy. Na drogach pilnuje ich 500 stacjonarnych fotoradarów. Ponad połowa należy do Inspekcji Transportu Drogowego, reszta do straży gminnych. Dziennie jedno urządzenie robi kilkaset zdjęć aut przekraczających prędkość. Jedna trzecia właścicieli aut wezwanych do złożenia oświadczenia o tym, kto prowadził, odmawia wskazania kierowcy.

Ani ITD, ani straż miejska do przesyłki mandatowej nie dołącza zdjęć. Właściciel auta, z którego korzysta kilku domowników, dostając po miesiącu czy dwóch przesyłkę, ma dwa wyjścia. Albo jest pewien, że to on prowadził, 
i przyjmuje mandat na siebie, albo wskazuje osobę, która tego dnia i o tej godzinie najprawdopodobniej prowadziła jego auto, i to ona bierze na siebie winę za wykroczenie.

Problem pojawia się, gdy po sprawdzeniu w Centralnej Ewidencji Ludności wiarygodności podpisu i wizerunku okazuje się, że to zdjęcie innej osoby niż tej, która się przyznała i złożyła oświadczenie. Tak właśnie było w przypadku pani Anny.

– To niedopuszczalne, żeby prawo było tak nieprecyzyjne i działało wbrew obywatelowi – uważa Włodzimierz Zientarski, prezes Stowarzyszenia Kierowca.pl

Podobnie uważają prof. Irena Lipowicz, rzecznik praw obywatelskich, i Andrzej Seremet, prokurator generalny. – Zanim właściciel wskaże winnego kierowcę, powinien mieć szansę obejrzeć zdjęcie – wskazują.

Prof. Ryszard Stefański, specjalista w sprawach wykroczeniowych, jest zdania, że straż i inspekcja nie wysyłają zdjęć, bo oszczędzają na ich druku, obróbce i wysyłce.

– Powód jest zupełnie inny – uważa dr Janusz Machowski, ekspert w sprawach wykroczeniowych. – Okazywanie zdjęć dopiero w sądzie i sprawdzanie wiarygodności osób przyznających się do wykroczenia ma ukrócić handel punktami karnymi, który kwitnie w Internecie. Kiedy właściciel od razu zobaczy, że zdjęcie jest niewyraźne, może wskazać osobę z rodziny, która prawo jazdy ma, ale go nie używa, albo sprzedać punkty w sieci.