Kandydat na Kierowcę

Nowy egzamin na prawko. Kolejny twórca reformy leci z ministerstwa !

Bogdanowicz przestał kierować departamentem transportu drogowego w poniedziałek. Potwierdza to Mikołaj Karpiński, rzecznik Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej. - Nie pełni kierowniczej funkcji, ale nadal pracuje w resorcie - przyznaje, ale nie potrafi określić, czym teraz zajmuje się były dyrektor. Nie chce także mówić o szczegółach odwołania. - To są wewnątrzresortowe ustalenia - ucina.

Nieoficjalnie mówi się, że Bogdanowicz "poleciał" za buble w ustawie o kierujących.

Ta w styczniu wchodziła w życie w atmosferze burzy. Po pierwsze, wdrażanie nowego systemu egzaminów na prawo jazdy okazało się klapą. Zawiódł elektroniczny system przekazywania dokumentów, a kandydaci na kierowców, by przystąpić do egzaminu, musieli jeździć nawet po kilkaset kilometrów. Solą w oku kursantów okazały się także niedoprecyzowane przepisy przejściowe, które opracował departament Bogdanowicza. Bo ustawa, w której zagwarantowano, że osoby, które rozpoczęły kurs na starych zasadach obiegu dokumentów, mają prawo go dokończyć w takiej formie, stała w sprzeczności z rozporządzeniem o samym sposobie egzaminowania. W praktyce oznaczało to tyle, że trzeba było zapisać się na pierwszy egzamin przed reformą. Bo potem papierowych zgłoszeń nie wydawano.

Kursantów jak na lekarstwo

Efekt burzy? Drastycznie spadła liczba kursantów. Spadek dotkliwie odczuwają szkoły nauki jazdy. Niektóre po prostu plajtują, inne zawieszają działalność. Kursanci wolą poczekać na kolejne zmiany w ustawie, oswoić się z nowym systemem.
- Na kursy zgłasza się zaledwie 30 proc. z liczby osób, jakie zdawały prawo jazdy jeszcze rok temu. Owszem jest niż demograficzny, ludzie mogą odczuwać kryzys ekonomiczny, ale spadek nie może być tak gwałtowny. Ludzie po prostu liczą, że coś się zmieni w tych nowych egzaminach. Biorą nas na przeczekanie - tłumaczy Eugeniusz Kubiś, prezes zielonogórskiego oddziału izby gospodarczej, która zrzesza ośrodki szkolenia kierowców (OSK) w całym kraju. Kubiś ma własny OSK, rocznie szkolił ponad 600 osób. - To przeszłość. Przez złą ustawę. A twarzą tej reformy był wiceminister Jarmuziewicz (premier odwołał go miesiąc temu - red.), a mózgiem dyrektor Bogdanowicz - tłumaczy i przyznaje, że ministerstwo nie przyłożyło się do jej napisania.

Sznurówki na motor

- Można wymieniać jego małe i duże buble. Zaczynając od tego, że wymyślono sobie, że kursant musi zdawać egzamin na prawo jazdy na motor w sznurowanych butach. Czyli może jechać w trampkach, ale nie można założyć atestowanych butów motocyklowych zapinanych na zamek błyskawiczny. Absurd! Po buble ogromne, np. że ośrodki, które chcą szkolić przez e-learning, uczyć dzieci na kartę rowerową czy szlifować instruktorów, muszą sobie kupić autobus i ciężarówkę - wylicza Kubiś. Sprzętu nie kupił. Na autobus musiałby wydać 500 tys. do 1,5 mln zł, na ciężarówkę - 400-800 tys. Przestał szkolić dzieci i instruktorów.

Kto wrzucił autobus do ustawy? - Ustawę stworzono pod konkretne ośrodki szkolenia - podejrzewa. Bo tylko kilka ośrodków w kraju spełniło wyśrubowane warunki. Nie może być tak, że tylko bogacz może więcej, a na to godził się Bogdanowicz - dodaje. Rafał Matuszak, wiceprezes stowarzyszenia Kierowca.pl, wylicza: - Samo szkolenie instruktorów to pół miliona czystego zysku, zwłaszcza jeśli firmy zetną koszty, szkoląc przez internet - szacuje. I choć utworzeniu super-OSK-ów sprzeciwiła się większość właścicieli z 9,7 tys. szkół w kraju, Bogdanowicz był nieugięty. Łukasz Twardowski, który w poniedziałek został zastępcą Bogdanowicza, dziś zajął jego miejsce. - Do czasu obsadzenia stanowiska dyrektora departamentu w drodze naboru - mówi Karpiński.