Polskie Drogi

Policja "nic nie robi"? Nieprawda. Policja "wykonuje czynności".

Kraków, ul. Zwierzyniecka. Ktoś pozostawia zaparkowanego na chodniku fiata seicento. Nie zaciąga hamulca ręcznego, zapomina też o wrzuceniu biegu, więc auto stacza się na jezdnię, blokując tory tramwajowe.

 


Szybko tworzy się korek. Wokół samochodu gromadzą się gapie, przyjeżdża również policja. Funkcjonariusze bezradnie krążą wokół seicento. Ktoś proponuje: "Wepchnijcie je z powrotem na chodnik".

 

Policjant: "Kto? My?".

Przechodzień: "Tak, wy".
Policjant: "Czym?".

Przechodzień: "Rękami".

Policjant: "Rękami???".

Wsiada do radiowozu. Nic się nie dzieje. Korek rośnie. Ktoś ponownie pyta policjantów, dlaczego nie przetoczą fiata tak, by nie tamował ruchu. "My nie jesteśmy od tego" - odpowiadają.

 - "A kto?"

- "Pomoc drogowa"

- "Wezwaliście ją?"

- "Usiłujemy".

Czas mija, wreszcie ktoś miłościwie, praktycznie jedną ręką, spycha seicento na chodnik i po kłopocie. Policjanci, nie wychodząc z radiowozu, pilnie sporządzają jakieś notatki. Ludzie biją brawo. Koniec.


Takie zdarzenia, pokazujące bezradność policji w najprostszych, wydawałoby się, sprawach, nie należą do rzadkości.

 Jakiś czas temu na jednej z peryferyjnych uliczek Krakowa naszą uwagę zwróciła stojąca tam od kilku dni toyota corolla. Miała przebitą oponę na przednim kole i, jak się okazało, niezamknięte drzwi. Wezwani na miejsce policjanci też długo tłumaczyli, że im nic nie wolno. W końcu jednak, z wyraźnym ociąganiem, zajrzeli do auta. Znaleźli w jego wnętrzu m.in. pięć (!) telefonów komórkowych, odtwarzacz mp3 oraz dokumenty, dzięki którym udało się szybko zidentyfikować właścicielkę toyoty. Tłumaczyła, że złapała gumę, nie umie sama zmienić koła, więc zostawiła auto; tylko na chwilę, ale jakoś tak zeszło... Nawet nie wiedziała, że wozu nie zamknęła.

 Corolla odjechała na lawecie pomocy drogowej, a policjanci... Niewykluczone, że mieli z powodu swojej interwencji kłopoty. Wchodząc do wnętrza prywatnego pojazdu pod nieobecność i bez zgody jego właściciela, bez nakazu prokuratorskiego, naruszyli zapewne jakieś przepisy, a przynajmniej wewnętrzne procedury. Z tego punktu widzenia ci od seicento na ul. Zwierzynieckiej zachowali się rozsądniej. Przepchnięcie samochodu, bez wcześniejszego uzyskania odpowiednich zezwoleń i opinii biegłego, który ustaliłby najwłaściwszy sposób przeprowadzenia tej operacji, z uwzględnieniem marki i modelu auta, mogłoby narazić ich na kłopoty. Wyobraźmy sobie, co stałoby się, gdyby w trakcie owego przepychania samochód został uszkodzony. Nie wiadomo ponadto, czy funkcjonariusze są szkoleni w ręcznym usuwaniu pojazdów-zawalidróg.

Często słychać narzekania, że policja "nic nie robi". Fakt, policjanci rzeczywiście niczego nie "robią". Oni "wykonują czynności". A między robieniem czegokolwiek, a wykonywaniem czynności, do tego służbowych, istnieje zasadnicza różnica. I trzeba to rozumieć.